HISTORIA PARAFII
Niwiski to parafia o wielowiekowych tradycjach, jedna z najstarszych w regionie. Obecnie parafia liczy 10 miejscowości, ale były czasy, kiedy należąca do historycznej Ziemi Liwskiej parafia obejmowała miejscowości 61. Można więc ją nazwać matką wielu innych parafii, bowiem teraz na jej dawnym terenie funkcjonuje kilka innych parafii.
Nazwa miejscowości Niwiski na przestrzeni stuleci kilkakrotnie się zmieniała. W dokumencie z 1424 figuruje jako Nywyska, kilka lat póżniej w1435 r. jako Nyvisky, w 1563 Niwiska i tak do XIX w. , obecnie zaś Niwiski. Nazwa wywodzi się prawdopodobnie od staropolskiego wyrazu niwa – nowina czyli pole uprawne, dosłownie zaorane pole pod uprawę. Mogła ona dotyczyć pól świeżo po wykarczowaniu, nowo zasiedlonego miejsca lub być może osady założonej tu w XIV albo na pocz. XV w. Pierwsza wzmianka o Niwiskiach z 1253r. ma stwierdzać, że jest to najdalsza na wschodzie parafia archidiecezji poznańskiej. Mazowsze patrząc od strony administracji kościelnej podlegało początkowo stosunkowo odległym ośrodkom w Wielkopolsce. Mazowsze północne należało do jurysdykcji arcybiskupa gnieźnieńskiego, zaś południowe z Ziemią Liwską – biskupa poznańskiego. W 1076 r. Bolesław Szczodry założył w Płocku nowe biskupstwo, w którym znalazło się Mazowsze Północne. Z czasem ustalono granicę między biskupstwem Poznański i Płockim na Wiśle oraz wzdłuż gościńca Warszawa-Liw. W ten sposób Niwiski wraz z Liwem i Czerwonką pozostały w diecezji poznańskiej. Pierwotnie część południowego Mazowsza położona na Wschód od Wisły podlegała kościołowi w grodzie czerskim oraz najstarszym parafiom lewego brzegu Wisły, jak Góra ( dziś Kalwiaria) W wyniku fundacji książęcych powstały parafie w Liwie i Radwankowie oraz zapewne w XIV w. parafia fundacji rycerskiej w Niwiskach.
Istnieje w literaturze tematu stanowisko, że parafia Niwiski jako jedna z najstarszych parafii lokowanych na wschodnich rubieżach Mazowsza, na granicy z Litwą, mogła prawdopodobnie pokrywała się z obszarem tzw. opola. U zarania państwowości polskiej opola (po łacinie: vicina) były organizacjami powszechnymi. Najstarsze parafie z reguły obejmowały bowiem swym zasięgiem dawne opola. Dla omawianego terenu taką parafią były Niwiski. Opolem nie nazywano jednak jednego, choćby i największego skupiska osadniczego, lecz związek wielu skupisk i pojedynczych siedzib ludzkich rozrzuconych na znacznym, ściśle określonym obszarze. Szacuje się, że opola obejmowały obszar od 100-300 km². Ciążyły na nich pewne obowiązki publiczne, np. opola zbierały daniny na rzecz księcia, ścigały na swym terenie przestępców itp. Ich organem naczelnym był wiec. Podsiedleckie opole wydaje się produktem planowej akcji państwowej.
Po upadku w II. poł XI w. grodu pod Mrozami miało ono prawdopodobnie stworzyć nową formę zabezpieczenia wschodniej granicy. Na długotrwałe funkcjonowanie w tym rejonie organizacji typu opolnego wskazuje fakt, że nazwę Opole do dziś nosi podsiedlecka miejscowość z przystankiem kolejowym „Sabinka.
W kwestii czasu powstania parafii w Niwiskach przez wiele lat funkcjonowała teza ks. J. Nowackiego, jakoby nastąpiło to już w XIII wieku. Dziś jednak to stanowisko zarzucono. Ks. Aleksandrowicz, opierając się na ustaleniach J. Łukaszewicza, stwierdza, że stało się to na pewno przed rokiem 1486, a być może już w XIV wieku, ale nie wykluczone też, że wcześniej, ponieważ jej obszaru nie objęła erygowana w 1425 r. przez Andrzeja [Gosławskiego] bpa poznańskiego parafia Grębków, sięgała jedynie do rzeki Kostrzyń, co mogłoby wskazywać, że za rzeką istniała inna jednostka kościelna. Granicą obu parafii stał się zatem dolny bieg rzeki Kostrzyń.
Przyjmując ten punkt widzenia, najbardziej prawdopodobne wydaje się, że parafia w Niwiskach powstała wkrótce po umowie granicznej Siemowita III z Litwą z 1358 roku. Wówczas bowiem bieg Liwca stał się oficjalną linią graniczną pomiędzy Mazowszem i Litwą, a utworzenie w tym rejonie parafii stanowiłoby element podkreślający nowy przebieg granicy. Jest rzeczą niemal pewną, że ugoda zakłóciła pierwotne stosunki osadnicze. Do parafii w Niwiskich włączono wówczas tereny położone po lewej stronie Liwca (te, gdzie już istniały lub powstały później wsie: Zaliwie i Żuków), chociaż tereny te pierwotnie musiały być związane raczej z leżącymi za Liwcem Mokobodami, jako że bez tego związku niewytłumaczalna byłaby chociażby nazwa wsi Zaliwie. (dla Niwisk to nie byłby przecież teren położony za Liwcem). Zatem „nasze” opole terenów tych raczej nie obejmowało. Nie obejmowało zresztą prawdopodobne i terenu samych Niwisk, które do dziś oddzielone są od wsi Opole przegrodą leśną. Podsumowując: na północy wcześniejsze opole sięgało Liwca prawdopodobnie tylko w rejonie grodu w Wyłazach. Gród ten był placówką wysuniętą w stronę potencjalnie największego zagrożenia i miał osłaniać ludność opolną przed najściami Bałtów i ewentualnie Rusinów. A to właśnie nazywa się czołem opolnym.
W świetle tych ustaleń należałoby przyjąć, że do „naszego” opola pierwotnie należała także położona za Liwcem wieś Chodów. Jej nazwa bowiem wiąże się prawdopodobnie z tzw. stróżą (obchodzeniem przedpola grodu). Warto też zauważyć, że pomiędzy Chodowem a rejonem Suchożebr i Podnieśna nadal widoczne są ślady dawnej przegrody leśnej. Teren, na którym funkcjonował niegdyś gród w Wyłazach styka się z północnymi krańcami gruntów należących do wsi Opole. Bo dzisiejsze Opole to zapewne dawne podgrodowe centrum opolne.
Na południe od Opola ciągnie się las o nazwie Osadów. Jest to nazwa znamienna. Widocznie temu historycznemu opolu i mazowiecka nazwa „osada” nie była obca. Bo las Osadów to dla dawnego centrum opolnego zapewne „las podręczny”. Na południe od owego lasu opolnego leżały tereny, które długo zapewne stanowiły ostępy leśne. Las ten zwał się Dąbrówka. Nazwę tę w swych rocznikach wzmiankował Jan Długosz, dodając, że z owego lasu rzeczka Kostrzyń wypływa . Las ten ciągnął się więc zapewne aż po źródłowy (równoleżnikowy) odcinek Kostrzynia, czyli poza linię obecnych wsi Drupia i Kobyla Wólka, co zresztą jest zgodne z zasięgiem parafii Skórzec, która przed ok 200 laty została wydzielona właśnie z parafii Niwiski . Południową granicę podsiedleckiego opola, a tym samym na tym odcinku także Mazowsza, stanowił więc górny odcinek Kostrzynia. Za Kostrzyniem, tam gdzie dziś wieś Kopcie, a za nią Czachy i Olszyc zaczynała się już Małopolska.
Las Dąbrówka to strefa niezbyt wyraźnych wydm i zandrów, które powodowały, że okolica ta długo pozostawała mało atrakcyjna dla osadnictwa typu rolniczego. Mimo to, jak się wydaje, już w czasach opolnych tak całkiem bezludna nie była. Jeśli nazwa średniowiecznego lasu Dąbrówka znalazła się później w nazwach tworzonych na jego obszarze wsi, to i inne wielokrotnie występujące na omawianym terenie nazwy miejscowości mogą pochodzić od nazwy wcześniej istniejącego tam lasu. W północno-zachodniej części omawianego obszaru istnieją do dziś, a niegdyś występowały znacznie liczniej, wsie z nazwą cząstkową „Chojeczno”. Dziś cząstka ta zachowała się w nazwach Chojeczno-Cesarze i Chojeczno-Sybilaki. Niegdyś posiadały ją także, dziś uznawane za wymarłe wsie Chojeczno-Piętki i Chojeczno-Drozdowa Wola, a także obecne Gałki, Jagodne, Mingosy, Wilczonek, Polaki i Kotuń . Czy któreś z tych miejscowości istniały już we wczesnym średniowieczu? Nie można tego wykluczyć, choć najstarsze wzmianki dotyczące tej grupy wsi sięgają ledwie roku 1425. Do naszych czasów nie zachowała się tez żadna droga, która na wzór drogi z Opola do Dąbrówki-Ługu łączyła by centrum tej przestrzeni leśnej z ośrodkiem opolnym. Gdyby niegdyś taka droga istniała, to prawdopodobnie prowadziłaby na Czarnowąż, Tymiankę i przysiółek o ciekawej i niewątpliwie bardzo starej nazwie Tuszetów (od imienia „Tuszeta”, a te od „tuszyć”). Czyżby została ona gruntownie zatarta? Wiele więc wydaje się wskazywać na to, że na zachód i północny zachód od terenu stanowiącego rdzeń terytorium opolnego długo ciągnął się co najwyżej z rzadka zaludniony las Chojeczno. Z czasem wszystkie utworzone na jego obszarze miejscowości weszły w obręb parafii Niwiski. Bieg rzeki Kostrzyń nie tylko na południu, ale i od zachodniej strony musiał zatem stanowić granicę omawianego opola, bo wszystkie wioski, które leżą po jego prawej stronie (jak chociażby Łączka i Kłódzie) też pierwotnie należały do parafii w Niwiskach .
Zatem granice parafii na południu i zachodzie stanowił Kostrzyń, a na północy pas leśny, który oddzielał trzon opolny od terenów nad Liwcem, z wyjątkiem okolic grodu i położonej na jego przedpolach wsi Chodów, gdzie opole sięgało poza tę rzekę. Do określenia pozostaje granica wschodnia. Granicę tę w zasadzie wyznaczała rzeczka Muchawka, która niegdyś – w swym dolnym biegu –nazywana była Żytnią. Żytnią nazwali ją mieszkańcy grodu i centrum opolnego – od „żyto”, które zapewne w jej pobliżu sieli. A „żyto” (po rusku „reż”) to nazwa zachodniosłowiańska. Ci natomiast, którzy nad tą samą rzeczką zamieszkiwali w jej górnym odcinku nazywali ją Muchawką, co być może było reminiscencją nazwy rzeki Muchawiec, która wpada pod Brześciem do Bugu. Nazwa Muchawka, która ostatecznie stała się dla tej rzeczki nazwą ogólną, może więc być jeszcze jedną pozostałością z tych czasów, gdy te strony były zamieszkiwane przez „bardziej wschodnich” Słowian (np. przez plemię Bużan).
Dziś po dawnej rzeczce Żytniej została już tylko nazwa pobliskiej wsi. Wieś Żytnia w stosunku do pozostałości grodu w Wyłazach i Opola leży za Muchawką. Widocznie niegdyś w tym miejscu opolne granice rzeczkę tę przekraczały. A za nią, dalej na wschód rozkładał się już las Siedliska, w którym najpierw wieś, a od 1547 roku zostało ulokowane małopolskie miasteczko Siedlce. I prawdopodobnie to właśnie przekroczenie przez „nasze” opole owej rzeczki w XVI wieku stało się powodem długotrwałego sporu, jaki rozgorzał między panem na Siedlcach, Danielem Gniewoszem Siedleckim, a sędzią liwskim i właścicielem Niwisk, Gotardem. Siedleckiemu słusznym się zdawało oprzeć swe granice o Muchawkę, zaś racje historyczne stały po stronie Gotarda.
Wydaje się, że poza szczególnym przypadkiem okolic wsi Żytnia granica badanego opola dalej biegła Muchawką, lecz tylko do wysokości rezerwatu Gołobórz. Stamtąd zaś kierowała się na południe w górę potoku o nazwie Myrcha do wsi o tej samej nazwie, by zaraz za nią linię potoku opuścić i pobiec lasami pomiędzy terenami, na którym z czasem rozłożyły się wsie Stok Wiśniewski (związany z lokowaną w XV wieku królewską, lecz okresowo dzierżawioną przez Siedleckich, małopolską wsią Wiśniew) i Lipniak. Był to jedyny przypadek, kiedy granicy tej nie wyznaczały cieki wodne. W rejonie Drupi docierała do górnego Kostrzynia i tym samym zamykała krąg opolnych granic. Pierwotny teren parafii Niwiski mógł więc pokrywać się z obszarem w wyżej nakreślonych granicach i wynosić nawet 280-290 km².
Do najdawniejszej parafii w Niwiskach wchodziło więc szereg miejscowości znacznie od Niwisk odległych. Były wśród nich Broszków, Chlewiska, Czerniejew, Dąbrówka Ług, Dąbrówka Stara, Drupia, Gołąbek, Gręzów, Iganie Stare, Jagodne, Kopcie, Koszewnica, Kotuń, Lipniak, Mingosy, Opole Stare, Piróg, Polaki, Sionna, Skórzec, Wołyńce, Zaliwie Piegawki, Żeliszew czy Żelków oraz szereg miejscowości, których obecnie nie ma już na mapach, takich jak Bębenek, Chojeczno, Drozdowa Wola czy Wiernoszówka.
RYCERZE. RODY i RODZINY
Jak już powiedziano się, parafia w Niwiskach prawdopodobnie powstała z fundacji rycerskiej, trudno jednak jednoznacznie ustalić czyjej. Najprawdopodobniej rodu Bojemskich h. Korab, chociaż ci w Niwiskach wymieniani są dopiero po roku 1420. Ponadto Korabiowie stosunkowo wcześnie ten teren opuścili, co sugeruje, że być może nie wywiązali się z jakiejś umowy. Ich miejsce zajęli Niwiscy, którzy w 1486 r. zbudowali tu kościół. I można byłoby nawet przyjąć, że to dopiero wówczas powstała tu parafia, gdyby istniała pewność, że był to pierwszy kościół powstały w Niwiskach. Takiej pewności jednak nie ma, więc kwestię czasu powstania parafii wypada nadal uznać za nierozstrzygniętą.
W latach 1506-1510 był proboszczem w Środzie, a od 1511 r. dziekanem łęczyckim i kantorem włocławskim. Jako kanonik wileński wymieniany jest w dokumencie z 20 maja 1501 „Kodeks dyplomatyczny katedry i diecezji wileńskiej” , prawdopodobnie nieco później zyskał jeszcze kanonię lwowską „permanus venerabilis Nicolai de Żukowo Leopoliensis et Vilnensis ecclesiarum canonici, secretarii nostri…”). Od 1511 r. byl kanonikiem warszawskim, a w 1518 r. został mianowany notariuszem księstwa mazowieckiego. W 1523 r. był plebanem Niwiskim. Prepozyturę warszawską otrzymał po awansie Pawła Trębskiego na archidiakonię, którą ten objął po Janie Mrokowskim w 1524 r.
Śladami Mikołaja będzie próbował pójść Andrzej Żukowski. Też zostanie księdzem, ale szczególnej kariery nie zrobi. Będzie psałterzystą poznańskim, a od 1538 r. plebanem w Niwiskach i od 1547 w Oleksinie.
Inni Żukowscy będą zdarzać się pośród liwskich urzędników ziemskich, zwłaszcza skarbników. Jeden z nich będzie burmistrzem w Starym Liwie. Jako posłowie na sejm Żukowscy wymienieni zostaną 4 razy. Pierwotny Żuków z czasem przez swoiste pączkowanie wyłoni z siebie Wolę czy Wólkę Żukowską i prawdopodobnie rozpadnie się na Żuków i Ziomaki, noszące pierwotną nazwę Żukowo-Ziemaki. (inna wersja: nazwa może się wywodzić od spotykanej wówczas w ziemi liwskiej nazwy osobowej Ziemak, też herbu Junosza.
W 1783 r. Zaliwie nadal było zaściankiem Zaliwskich herbu Junosza, ale Żuków i Ziomaki do Żukowskich już nie należały. Ziomaki, tak jak Niwiski, będą własnością bogatych Ossolińskich związanych z Mokobodami , zaś Żuków i Wólka Żukowska znajdą się w posiadaniu mniej znaczącego, i raczej tylko przejściowo, chorążego Markowskiego.
Żuków i Kisielany stanowiły w początkach państwowości polskiej dwa ważne ośrodki pogańskie, o czym świadczą znalezione w tych okolicach kamienie ofiarne oraz fakt położenia tych miejscowości przy eksponowanych szlakach. Niewykluczone, że ze względu na sprawowany tu pogański kult, w ich pobliżu założono parafię w Niwiskach oraz osadzono Żukowskich, prawdopodobnie gorliwych chrześcijan, skoro spośród nich wywodzili się pierwsi znani i rodowici księża. Analogiczną sytuację mamy w przypadku Cielemęca, którego nazwa wskazuje na miejsce pogańskich ofiar ze zwierząt, przy szlaku prowadzącym do tego pogańskiego miejsca powstały na pocz. XV w. dwie parafie, od północy i południa – Pruszyn i Zbuczyn, prawdopodobnie w celu osłabienia działalności pogańskiej.
Kolejny ród to Wojsławcy osiedleni na przedpolu Niwisk, w okolicach cmentarza, gdzie założyli osadę Wojsław. Z rodu Wojsławskich jako pierwszy w zachowanych dokumentach wymieniony został Jakub (1476). Wszyscy dalsi (a znanych jest jeszcze czterech lub pięciu) nosić będą imię Stanisław, co zapewne było związane z patronem niwiskiej parafii św. biskupem Stanisławem. Jeden z nich w latach 1501-1502 studiował na krakowskim uniwersytecie a potem pełnił funkcje , pisarza, podkomorzego a w latach 1520-1538 sędzią. Drugi Stanisław piastował urząd pisarza kancelarii książęcej, trzeci był wojskim, a czwarty podkomorzym i posłem na sejmy.
Jeden z nich, prawdopodobnie też wykształcony, w latach 1501-1502 pełnił urząd pisarza ziemskiego liwskiego i czerskiego, inny lub ten sam, w roku 1509 był podkomorzym, kolejny ok. roku 1525 sędzią, a dwaj następni ok 1600 r. kasztelanem czerskim i podkomorzym. O tym ostatnim zrobi się głośno, gdy w roku 1601 wplątał się w konkubinat z żoną wojskiego mielnickiego Adama Olędzkiego i ukrywał się z nią w lasach, aż w końcu gdzieś w obcej parafii wziął z nią ślub, który jednak wyższe władze kościelne unieważniły. Mimo to człowiek ten musiał być wśrod okolicznej szlachty bardzo popularny, która 6 razy wybierze go na swego posła, ostatni raz w 1605 r. już po skandalu. Z czasem jednak Wojsławie przestanie istnieć. Prawdopodobnie zostanie wchłonięte przez Niwiski.
Naprzeciw Niwisk, leżą za Liwcem Kisielany (Kuce i Żmichy), a w nich sporo osób o nazwisku Kisielińscy. Należą oni do potomków dawnego rodu Junoszowów, którym książę mazowiecki ofiarował te miejscowści. I tu rzecz ciekawa, że samych Niwisk książęta mazowieccy Junoszom jednak nie nadali. W 1424 r. posiadał Piotr, je jeden z Korabiów z Bojmia. Widocznie książęta, co do Niwisk mieli jakieś specjalne plany i mniej znaczącej szlachcie nie chcieli ich przeznaczać.
Niwiski (pierwotnie Niwiska) to nazwa jak już wspomniano pochodząca od niwa, czyli pola świeżo wziętego pod uprawę. Można przypuszczać, że w czasach Korabiów wieś dopiero się rodziła, pośród lasów, wciąż oddzielających ten teren od wolnego, kmiecego opola. Sama instytucja opola w XV wieku stanowiła już anachronizm. Te nieliczne, które jeszcze tu i ówdzie przetrwały, starano się kasować. Korabiom od początku przydzielono więc prawdopodobnie nie tylko śródleśne nowiny, ale i położone w pobliżu Liwca tereny pogrodowe, na których z czasem (być może dopiero za Niwiskich) powstanie wieś Wyłazy i na południe od niej klinem wchodzący w tereny opolne Ostrówek (nazwa oznacza niewielką wyniosłość otoczoną wodą lub mokradłami). Korabiowie jednak na Niwiskach długo się nie utrzymali.
Wieś Niwiski w 1428r. należała już do Pełki i Gotarda Bojemskich, a w 1445r. znalazła się w posiadaniu Piotra, Krystyny i Zawiszy Bojemskich. W 1453r. właścicielami wsi było rodzeństwo Piotr i Anna Niwiscy, a w 1465r. Wojciech, Mikołaj, Jan, Gotard Niwiscy oraz Jan Bończa. Najpóźniej w roku 1476 wieś będzie już własnością Zadorów (Pełki i jego bratanka Gotarda, który z czasem przyjmie nazwisko Niwiski). Kolejna wzmianka o parafii pochodzi z 1472 r., kiedy to Mikołaj pleban w Nyviskach wchodzących w skład diecezji poznańskiej, decyduje się zamienić na beneficja ze wspomnianym Janem Niwickim w Breńsku [dziś Brańszczyk] w diec. płockiej, ale ostatecznie do zamiany nie dochodzi.
W 1480 r. biskup poznański Uriel Górka przysądza Mikołajowi synowi Stanisława z Sokołowa, nowemu plebanowi w Nywiskach. dziesięcinę z wsi Wojsławie i Iganie. Z dokumentu wynika, że poprzednim plebanem był zmarły już po 1480 r. Florian za którego kościół otrzymał tytuł Św. Stanisława biskupa i męczennika. W 1512 r. patronami kościoła są w dalszym ciągu Gotard sędzia liwski i jego syn Jan Niwiscy a w latach 1541/42 Mikołaj i Marcin Niwiscy. Sędzia liwski Gotard Niwiski był człowiekiem niezwykle aktywnym, wykształconym, działającym na różnych polach. Należał do tych, którzy swoim udziałem w życiu politycznym przyczynili się do wzrostu znaczenia szlachty liwskiej na Mazowszu, zauważalnej na arenie politycznej od końca XV wieku. Między innymi dokumenty podają, że 18.XI.1507r. brał udział w zjeździe w Warszawie, który obradował nad sposobem zwalczania epidemii. 8.V.1509r. wzmiankowany jest w zakroczymskich dokumentach sądowych, a 12.IX.1518r. odnotowano jego udział w zjeździe szlachty w Warszawie. Z archiwaliów wynika, że już w 1547 r. nie posiadano dokumentu erekcyjnego parafii. Następnymi właścicielami w dalszym ciągu byli Niwiscy: Jan w 1541r. Mikołaj i Marcin, zaś w 1554r. bracia Antoni i Marcin.
Niwiscy nigdy nie piastowali wielkich tytułów ni funkcji. Najczęściej będą tytularnymi podczaszymi liwskimi. Jeden z nich (Stanisław) miał być w nieokreślonym czasie łożniczym królewskim. Jako posłowie wymieniani są tylko dwukrotnie (chociaż dla przykładu Korabiowie Bojemscy nigdy). Następnymi właścicielami w dalszym ciągu byli Niwiscy: kolejno Jan, a od w 1541r. Mikołaj i Marcin,W 1554 r. jako patronowie kościoła w Niwiskach figurują bracia Antoni i Marcin Niwiscy. W 1603 r. za czasów Niwickich wzbogaciło się uposażenie niwiskiego plebana o 3 włóki roli w jednym polu, ogród, zagrodę os., dziesięcinę ze wsi Nyvisky, Wołyńce, Kobyli Ług, Dąbrówka, Opole, Cisie, Nowaki, Broszków, Proszew, Żuków i Wojsławie oraz dobra wydzielone wcześniej dla rektora szkoły ze wsi Dąbrówka Wyłazy i Starawieś. W 1603r. istniała w Niwiskach szkoła dwu-wydziałowa. Był “rektor” i dwóch “pedagogów”. Po Niwiskich słuch zaginie jeszcze przed potopem szwedzkim, bądź przenieśli się w inne strony. Na początku XVII wieku Dziedzicem Niwisk jest Krzysztof Żerek o nieznanym Herbie. W tym samym wieku właścicielami są Zaliwscy herbu Janosza, m. in. Michał i jego syn Jan. Zaliwscy to rodzina pochodząca z Zaliwia. W późnym średniowieczu ród Zaliwskich należał do 72 najzamożniejszych rodzin na Mazowszu.
FUNDATORZY KOŚCIOŁA czyli WE WŁADANIU OSSOLIŃSKICH.
W 1750r. Niwiski weszły w posiadanie Adama Kolumny Siennickiego, kasztelana liwskiego. Kolejną właścicielką była córka Adama, Teresa kasztelanka liwska, którą poślubił Józef Ossoliński, chorąży mielnicki i liwski. Przez krótki okres czasu właścicielem był Ignacy Ossoliński, biskup kijowski. Władysław Wężyk w “Kronice rodzinnej” nadmienia:
Kazimierz Ossoliński, syn założyciela toporowskiego domu, wróciwszy w roku 1758 z lunewilskiego dworu, skąd po trzechletniej służbie przy królu Leszczyńskim jako kapitan kawalerii wojsk jego powracał, nie zastał już ojca swego, a brat starszy Kazimierza, będący biskupem, w swych dobrach Niewiskach o mil kilka położonych od Toporowa przebywał. (…)
Z woli biskupa Niwiski trafiły do rąk Franciszka, syna wspomnianego podkomorzego mielnickiego mielnickiego Kazimierza Ossolińskiego, herbu topór i wnuka hrabiego Józefa Ossolińskiego z Tęczyna , założyciela siedziby Toporów k. Łosic. Władysław Wężyk, syn późniejszego właściciela Toporowa wspomina:
Franciszek do lat młodzieńczych doszedłszy w 1776 roku oddanym został do kadetów królewskich w Warszawie. (…) Wkrótce po powrocie do domu pana Franciszka umarł stryj jego a brat podkomorzego, ksiądz biskup Ossoliński, i zapisał synowcowi Niewiski, majątek piękny z Siedlcami Ogińskich graniczący. Pan podkomorzy objął rząd nad tym majątkiem i administrował nim przez rządcę ze swego ramienia. Wkrótce też wrócił do domu z Korpusu Kadetów pan podkomorzyc Franciszek z rangą chorążowską w wojsku. Przed dwoma laty spotkał go był także smutny wypadek. Gdy kadeci odbywali przy dowódcy swoim, księciu Czartoryjskim, musztrę ogniową, po skończeniu tejże komenderujący oddziałem, w którym był gefrejterem pan Franciszek Ossoliński, polecił tym, których broń nie wypaliła była razem z innymi, oddalić się na bok i wystrzelić przed powrotem do koszar. Jeden kadet korzystając z tego nabił na żart broń swoją na nowo i lasztok zostawiwszy w lufce tak wymierzył do słupka, że się lasztok odbił, a zwracając się ku strzelającemu przeszył żołądek obok stojącemu Ossolińskiemu. Ponieważ tenże był jeszcze na czczo, żelazny stempel nie przeszył mu szczęściem wnętrzności i mógł on być wykurowany z tej rany, która zawsze przecież już od lat dwóch (jak mu się to przytrafiło) nie mogła być zupełnie zagojoną i nie pozwalała mu wojskowo służyć.Owa rana odegra w przyszłości raz jeszcze tragiczną rolę w rodzinie Ossolińskich i to w kontekście majątku Niewiski, a raczej rozliczeń z jego dochodów.
Owa rana odegra w przyszłości raz jeszcze tragicznie zaważy na losach rodziny Ossolińskich, o czym napisze Władysław Wężyk w swojej “Kronice rodzinnej”:
Trzeci wypadek, wydarzony w parę lat po powrocie pana Fraciszka do domu, był trzecim aktem zaczętej od lat kilku tragedii, po którym wiele innych miało się z koła fortuny wywinąć. Pan podkomorzy (Kazimierz) był od pewnego czasu w bardzo cierpkim humorze, czy to z przyczyny zdrowia, czy z niesmaków domowego pożycia. Łajał sługi, nudził się w domu, niechętnie widywał gości, surowo się bardzo obchodził z dziećmi. Że zaś syn Franciszek w częstszych był z nim stosunkach od córek, będących pod bezpośrednią matki jurisdikcją, zły humor ojca miał się zemleć na nim.
Znalazła się do tego okazja. Podstarości z dóbr niewiskich, do pana Franciszka należących, przywiózł do Toporowa czynsze z młynów i dochody z innych gospodarskich źródeł. Pan podkomorzy kazał synowi przeliczyć przy sobie przywiezioną sumę. Liczył pan Franciszek pieniądze właściwie jemu się należące, a z których on przecież miał dostać tylko pewną cząstkę. Podkomorzy chodził po pokoju, a że mu od kilku dni i pedogra dokuczać zaczęła, podpierał się swoją trzciną. Pan Franciszek przeliczywszy ową pieniężną kwotę uwiadomił ojca o wypadku z dodawania przez niego uskutecznionego pochodzącym.
Wypadek ten nie zgadzał się z cyfrą podaną przez podstarościego. Niecierpliwiący się łatwo podkomorzy zarzucił synowi pomyłkę w liczeniu; syn odrzekł z uszanowaniem (raz jeszcze przejrzawszy leżące pieniądze), że jest pewien swego. Ojciec utrzymywał ciągle, że się syn, a nie podstarości pomylić musiał. Syn otwierał usta, aby bronić swego zdania, czym jeszcze więcej zniecierpliwiony ojciec, upatrując w tym uchybienie winnemu posłuszeństwu rodzicom (a zapewne chorobliwy stan zdrowia jego na to wpływał), zawołał z gniewem:
— Waćpan jesteś do niczego, kiedy i liczyć nie umiesz.
Zejdź mi waść z oczu natychmiast!
A gdy syn wstający z swego miejsca jeszcze się chciał tłumaczyć, podkomorzy szturchnął go laską, ale bez namysłu to robiąc, miejsca nie wybierał — i trafił go w żołądek.
Zapłoniony wstydem dorosły już mężczyzna, zaszczycony obywatelskim urzędem i wychowany w Korpusie Kadetów, przejęty głęboko wyobrażeniami czci, jaką człowiek winien człowiekowi, udał się do swego pokoju i w rozpaczy, poruszony do najgłębszego zbyt surowym obchodzeniem się ojca, widzący w najczarniejszych kolorach los swój obecny i przyszły, zamyślał o odebraniu sobie życia.
Ale Opatrzność nie dozwoliła mu spełnić na sobie tak zbrodniczych zamiarów. Otworzona rana zadana mu przypadkiem w Korpusie Kadetów sprawiła tak raptowne osłabienie upływem krwi spowodowane, że pan Franciszek zaległ łoże. Parę dni nie schodząc na pokoje, przez obrażonego ojca do siebie przywoływanym nie był. Podkomorzyna tylko przez ten czas wyrzucała gorzko podkomorzemu, że Franciszka do rozpaczy przyprowadza, gdyż więcej go od innych dzieci lubiła.
Dnia trzeciego kredencerz Marek przyszedł oświadczyć w sekrecie pannom podkomorzankom, że pan Franciszek wydawał się bardzo niebezpiecznie słabym, a przelęknione podkomorzanki uprosiły szafarki Gołębiowskiej, aby się wstawiła do pani podkomorzyny i skłoniła ją posłać po doktora Appel do Biały.
Ale już było poniewczasie. Wzburzona krew młodzieńca zaszczepiła zjadliwą gangrenę w ranę jego. W kilku dniach skonał nieszczęśliwy Franciszek, spoglądając granatowym obliczem, konwulsjami przekrzywionym, na otaczające łoże jego macochą i przyrodnie siostry. Podkomorzy, blady i niemy jak nieboszczyk, chodził po swojej komnacie nie będąc w stanie zebrać myśli ani łzy uronić. W kilka godzin po skonie pana Franciszka przybył wezwany doktor Appel — obecnie już tylko podkomorzynie potrzebny. Dotknięta pleurą, zawezwała ona do swego łoża podkomorzego. Chociaż przewidujący gorzkie wyrzuty od małżonki swojej, podkomorzy, wróciwszy już do zwykłej sobie względem niej potulności, udał się na wezwanie.
Wchodził do komnaty żony właśnie wtedy, kiedy krew czarna jak smoła płynęła z rąk i nóg tejże w obszerną salaterkę. Podkomorzym cisnęła na męża piorunującym okiem, a kto by widział jej oblicze w tej chwili, za pochodzącą z rodu Sforzów lub Medycis mógłby ją uważać.
— Ile tu kropli krwi wypłynęło z twojej przyczyny — zawołała na męża grobowym głosem podkomorzym
— niech się tyle nieszczęść na ciebie i na ród twój zleje, zabójco swego własnego syna!
Zwykle rumiana i nieco obwisła twarz podkomorzego więcej jeszcze zbladła w tej chwili. Nie odpowiedziawszy żonie ani słowa, zaczął się do drzwi cofać i wyszedł spiesznie, zatrzaskując je za sobą, aby przygłuszyć przekleństwa, które na niego miotała.
Doktor Appel, uspokoiwszy nieco podkomorzynę, udał się potem pocieszać podkomorzego i pomagać kapelanowi w niektórych przygotowaniach do pogrzebu pana Franciszka, któren pogrzeb bez żadnej okazałości i tylko przy asystencji kilku okolicznych duchownych się odprawił. Od chwili zgonu syna już ani razu podkomorzy żonie ani nikomu się nie sprzeciwił, a i zdrowie jego coraz więcej szwankować zaczęło.
Dokumenty potwierdzają, że w 1783r. wieś była we władaniu Franciszka Ossolińskiego. Po jego śmierci kuratelę nad Niwiskami, w latach 1787 – 1796 miał jego ojciec podkomorzy Kazimierz Ossoliński Kazimierz Ossoliński w pierwszych latach panowania Stanisława Augusta pułkownikiem wojsk jego, a wkrótce podkomorzym ziemi mielnickiej kreowany, w obywatelskiej służbie krajowi się wysługując, w ciągu obfitego w nieszczęśliwe wypadki dla kraju panowania Stanisława Augusta ani z królem, ani przeciwko królowi nie trzymał.
Król często mu czynił propozycje podchlebne i orderami obdarzał, przecież nauczonego doświadczeniem króla Leszczyńskiego o niestałości podstawy, na jakiej spoczywał tron polski, do dworu swego nie przyciągnął, a w stolicy rzadko bardzo go także widywał, gdzie najdłużej Ossoliński raz tylko przy schyłku życia swojego, podczas Czteroletniego Sejmu, przebywał, w tymże sejmie zasiadając. Pożycie obywatelskie pana podkomorzego było więc dość spokojne, gdyż nie piął się do dworskich zaszczytów, a z trwonionego grosza publicznego nie chciał korzystać. O pożyciu domowym jego tyleż powiedzieć nie można.
Z pierwszej żony (z Cieszkowskich) pozostał mu był syn Franciszek i córka Elżbieta, którą wydał za starostę Kuczyńskiego; z drugiej żony nie miał potomstwa, a z trzeciej Antoniny z Butlerów miał cztery córki: Teresę, Apolonią, Mariannę i Teklę.
Chociaż pan podkomorzy był dość żywego temperamentu i, wojskowo sługując, był zdolnym do komendy, przecież nierównie żywsza ostatnia pani podkomorzyna (z Butlerów) umiała go zawojować i dominium przy sobie utrzymała. Rządziła ona absolutnie, nie ukrywając się z tym zupełnie, a nie mogący się otrząsnąć z jej władzy i obawiający krzyków i swarów podkomorzy, musiał ją znosić tak, jak Zygmunt Stary znosił Bonę, chociaż mu nieraz dopiekła. Przecież nie mogąc władać żoną, surowość swoją dzieciom przynajmniej okazywał, a te ostatnie, bardzo surowo także przez matkę chowane, z obu stron musiały się obawiać nieustannie. Córka z pierwszej żony, jako starsza od innych dzieci, poszła najpierwej za mąż, ale będąc słabowitą zeszła wkrótce z tego świata bez potomstwa. (W. Wężyk, “Kronika rodzinna”)
W 1787 r. Kazimierz i Antonina Ossolińscy ufundowali kościół w Niwiskach. Od 1803 -1848 Niwiski należały do Apolonii z Ossolińskich Rudzińskiej, trzeciej z czterech córek wspomnianego podkomorzego Kazimierza Ossolińskiego i Antoniny z Butlerów. Jej historia kolejny raz potwierdza, że dzieje rodziny fundatorów niwiskiej świątyni mogłaby posłużyć za kanwę niejednego filmowego scenariusza. Władysław Wężyk krótko charakteryzuje siostry, w tym kolejną właścicielkę Niwisk:
Żadna z nich piękną nie była, chociaż trzecia z porządku, Apolonia, dość wysmukła i biała, pomimo wydatnych rysów (po matce odziedziczonych) za przystojną uchodzić mogła. (…) Znalazł się w ciągu tego pobytu konkurent o rękę panny podkomorzanki Apolonii, a tym był przybyły niedawno z zagranic pan wojewodzie Rudziński, starosta nurski, pan dóbr kałuszyńskich i innych, z francuska się noszący, pyszną landarą a sześcioma siwymi końmi wożony.
Chociaż dosyć młody i przystojny, nie podobał się przecież pannie Apolonii. Przymioty umysłu jego nie były wprawdzie świetne, podróże za granicą powierzchownie go tylko w koronkowe mankieciki i żaboty przyozdobiły, a niezbyt przenikliwy dowcip i słaba wola, każdemu zręczniejszemu powodować się dająca, nie były przymiotami czyniącymi z wójewodzica niepospolitego młodzieńca! Ale na osądzenie tego braku wewnętrznego, jakiego gładka twarz, piękne ubranie i bogate ekwipaże nie mogły zastąpić w wojewodzicu, trzeba było bystrzejszej i wykształceńszej osoby od panny Apolonii. Zdaje się więc, że czuła odrazę od pana starosty z powodu, że się poczuwała do jednego z dwóch mężczyzn widywanych na dworze rodzicielskim: albo do pana Wyrzykowskiego, rządcy i plenipotenta Ossolińskich, albo do księdza kapelana, któren karząc ją równie jak i inne podkomorzanki, przecież więcej się nią niż innymi siostrami zajmował i najstaranniej grać na klawikordzie wyuczył. (…)
Postanowienie rodziców względem zamężcia panny Apolonii z imć panem wojewodzicem nie mogło tak łatwo przyjść do skutku, a to z powodu oporu tej ostatniej. I groźby matki, i nakłaniania ojca, i posty, i pokuty, i plagi nawet przez księdza kapelana zadawane nie mogły skłonić panny Apolonii, coraz smutniejszej, ale i zaciętszej w oporze. Pan wojewodzie, idąc za poradą swojej rodziny i utwierdzony przy tym w swoim zamiarze względem panny Apolonii przez jej rodziców, nie przestawał konkurować. Oświadczył się wreszcie przez pana kasztelana Ossolińskiego i, pomimo że odpowiedzi z ust panny nie otrzymał, przez rodziców został przyjęty.
Dzień ślubu przeznaczony został na 1 września 1791 roku, a czas poprzedzający tę epokę był użytym przez panią podkomorzynę na wygotowanie sutej wyprawy dla córki. Panna Apolonia, samą jedną ze wszystkich sióstr w domu rodzicielskim zostawszy, nie miała nawet na czyim łonie łez wylać swoich. Sprzeciwiać się stanowczej woli matki było niepodobnym! W skłonieniu ojca na swoją stronę pokładała ona jeszcze nadzieję. Ale i tu się zawiodła, bo pan podkomorzy przyjechawszy ze stolicy po ogłoszeniu Konstytucji 3 maja, w kilka niedziel przed ślubem, odpowiedział na nalegania córki, że taka jest jego żony i jego wola, a że tylko jej szczęście mając na celu, nie mogą rodzice pobłądzić, a wola rodzicielska jest wolą z Nieba dla dzieci.
Wznosiła Apolonia modły do Boga, aby tę wolę przemienił, ale, z Bogiem przez księdza kapelana nawykła rozmawiać, nie znajdowała nawet wyrazów. Łzy jej przecież za nie stały! Lecz namiestnik Nieba na ziemi, ksiądz kapelan, kazał jej spełnić śluby z wojewodzicem. Przystała na to wreszcie, ale zdrowie jej widocznie cierpiało, a głęboki smutek i złowieszcze roztargnienie w rysach oblicza i w oczach jej się malowało.
Na ślub z większym panem zjechali się do Toporowa liczniejsi goście z okolicy i ze stron odleglejszych. Koni, powozów, hajduków snuło się bez liku po pałacowym i po folwarcznym dziedzińcu. W poranek niedzielny dnia 1 września zgromadzone towarzystwo oczekiwało na pannę młodą w bawialnej sali. Ksiądz sufragan czekał, aby go zawezwano do ołtarza w pałacowej kaplicy przygotowanego. Przytomni goście byli po większej części, jako to panowie Ossolińscy, pan wojewoda Rudziński i syn jego, pan młody, jako też i inni przybyli ze stolicy, we francuskim, dworskim stroju przybrani. Pan podkomorzy, także we francuskim stroju, przywdział był gwiazdę Św. Stanisława i wstęgę.
Panowie Kuczyńscy, Niemirowie i wielu innych znacznych obywateli z okolicy było w kontuszach i przy karabelach. Ale był też w kontuszu i pan starosta Szydłowski z Repek, jako kuzyn Kuczyńskich, ergo i Ossolińskich, zaproszony, ale krzywo przez swoich i obcych widziany, a i przez pokojową służbę pilnowany, gdyż miał ten zły nałóg, że czy w gościnie, czy w sklepie brał do kieszeni świecące się albo drogie przedmioty, np. łyżki, tabakierki, zegarki itp. Krewni zaś jego i służba musiała potem (o ile to spostrzegła) odnosić zabrane przez pana starostę rzeczy.
Tym nieszczęśliwym nałogiem wytłumaczyć można tylko, że brał pieniądze i starostwa od Moskali. Ale mówiąc nawiasem, dwa razy spotkał go za to wielki afront, bo w 1794 roku ledwo nie został in persona powieszony w Warszawie, bo w efigii to dopełniono, a w lat kilkanaście później nie mniej obelżywa go rzecz spotkała, bo gdy się upomniał od cesarza Aleksandra o wypłacenie mu zaległego żołdu od Moskwy i o kontynuowanie tegoż nadal, cesarz mu kazał odpowiedzieć, że za co on i jego poprzednicy płacili jako cesarze rosyjscy, karać winni jako królowie polscy. Pan starosta więc jak zmyty więcej się z pensją nie obaczył, co go bardzo bolało, bo do kruszcu miał pociąg wielki.
A był też na tym ślubie i ów pan chorąży Kuczyński, do którego gdy w rok później przybył pułkownik kozacki od Ingelsztroma, aby na nim wymóc, że się da na wyborach posłem na zły sejm grodzieński wybrać, takiego kozakowi wypłatał figla, że go spoiwszy (Kuczyńscy bowiem pili z prapradziada) wyperswadował mu, że on, Kuczyński, posłem dla słabości zdrowia (a miał piersi jak mur klasztorny) być nie może, ale jeżeli chodzi o partyzanta dla najjaśniejszej jejmości carowej, to on jej najlepszego sprokuruje, bo tak zrobi między szlachtą, że jego (pułkownika kozackiego) posłem wybiorą. Kozak głupi przystał na to, a pan chorąży tak z niego zażartował, że go szlachta posłem
obrała, za co, gdy wrócił anonsować z radością i pośpiechem Ingelsztromowi tę dobrą nowinę, dostał od niego dobrze w papę kilka razy i nogą w tylną część ciała.
Gdy tak zgromadzeni goście oczekiwali na pannę młodą, ona przez okno swego pokoju od ogrodu położonego wyglądała na Leosię, którą panna Pinalska posłała do ogrodu po kwiatki, jeszcze gdzieniegdzie pomimo skwarnego lata się na grzędach znajdujące. Panna Apolonia była już ubraną w godowej sukni z francuskiej materii, na której na dnie białym były haftowane bukiety. Miała już welun na głowie, ale lśniące się spod niego zapłakane oczy w przeraźliwy sposób wpatrywały się nieruchomo w jedno miejsce, nic nie widząc i na nic nie patrząc. Wróciła Leosia, panna Pinalska ubrała podkomorzankę w przyniesione kwiaty i zaprowadziła ją aż do drzwi bawialnej sali, bo panna Apolonia tak szła, jakby nie mogła znaleźć drogi. Pani podkomorzyna dała zaraz znać księdzu sufraganowi, że ceremonia może się zacząć, a ruch krzeseł przytłumił uwagi pokątnie czynione nad bladością i obłąkanym wzrokiem panny młodej.
Ceremonia odbyła się jak zwykle, tylko że pomimo szczupłej obszerności domowej kapliczki mało kto słyszał głos podkomorzanki, a ci, co jej zajrzeli w oczy, gdy wracała od ołtarza, uważali, że ani jednej łzy w jej suchym spojrzeniu nie było.
Podkomorzyna odprowadziła zaraz nową panią starościnę do jej panieńskiego pokoju pod pozorem, aby się inaczej przebrała do obiadu, na któren dopiero powrócić do gości miała. Panna młoda, wróciwszy do siebie, padła na kanapę jak nieżywa, a przemawiająca do niej panna Pinalska, widząc, że jej nie odpowiada, przelękłszy się poszła dać znać o stanie jej zdrowia pani podkomorzynie, która jej poleciła zostawić panią starościnę Rudzińską samą przez parę godzin.
Co przez ten czas biedna Apolonia myślała i robiła, nikt odgadnąć nie jest w stanie. Gdy panna Pinalska powróciła znowu ją ubierać do obiadu, pozwoliła jej odpiąć welun i włożyć na siebie inną suknią, ale gdy to uskuteczniła, kazała jej się oddalić. Usłuchała rozkazu i wyszła. Lecz pokrótce przyszedł kamerdyner podkomorstwa dawać znać, że już goście siedzą przy stole i na pannę młodą tylko czekają.
Zapukał do drzwi, a gdy nikt się nie odzywał, wszedł z panną Pinalską do pokoju panny podkomorzanki. Z zadziwieniem spostrzegli w nim tylko porozrzucane jak gdyby umyślnie po ziemi suknie i podarte atłasowe szmaty. Panny podkomorzanki nigdzie widać nie było. „Jezus Maria Józef!” — zawołali razem kamerdyner i panna Pinalską postrzegając pannę Apolonią z rozdartymi szaty i na wpół bez szat prawie siedzącą w kominie, z roztarganymi włosami. Patrzała się im przeraźliwie w oczy, a gdy się do niej zbliżyli, zawołała na nich wrzaskliwym głosem:
— Nie rusz, wasser kanalia, bo sto nahajów po podkomorsku dostaniesz! Rym a rym z pistoletu!
Panna Apolonia dostała pomieszania zmysłów, niczym nie wyleczonego, albo jak medycy później utrzymywali, została w mózg tkniętą paraliżem W pierwszym przestrachu, na ten okropny widok furiackiej wariacji w młodej osobie i to w dzień jej ślubu, panna Pinalską i kamerdyner uciekli z pokoju, z czego korzystała obłąkana, aby roztworzyć drzwi i wylecieć do ogrodu, po którym biegać w różne strony zaczęła.
Kamerdyner poszedł szepnąć słówko panu i pani, a panna Pinalską, zwoławszy pokojówki, zaczęła gonić po ogrodzie naszą panią starościnę w tak nieprzystojny sposób w dzień ślubu przybraną. Goście pomiarkowali, że coś zaszło ważnego w domu, bo pan podkomorzy zbladł i zachwiał się, a pani podkomorzyna zaczerwieniała się aż po oczy, tak jak gdyby ją miała dotknąć apopleksja. Podkomorzyna, znalazłszy przecież dosyć przytomności, aby oświadczyć gościom, że córka jej zasłabła, kazała córce swojej pani miecznikowej zastępować siebie przy stole, a sama udała się do panieńskiego pokoju, gdzie też za nią wkrótce i pan podkomorzy pośpieszył, kazawszy się zastąpić przy gościach panu miecznikowi.
Uczta weselna bez panny młodej i bez gospodarzy trwała przez godzin kilka, z początku nieco ponura, a później dosyć ochocza. Najdłuższą fizjonomią miał pan starosta, a ojciec jego, pan wojewoda, kręcił się na stołku jak gdyby na rozpalonym żelazie. Daremnie pan miecznik, nie wiedzący o rzeczywistym wielkim nieszczęściu, jakie spotkało rodziców jego żony, wesoło dodawał gościom animuszu i wznosił wiwaty; pan wojewoda odpowiadał mu z roztargnieniem, jak gdyby jaki afront dla swego domu przeczuwał. Przy końcu obiadu wrócili podkomorstwo; on, zwykle jak rydz czerwony, dziś był blady jak chusta, a śniadawa zaś twarz pani podkomorzyny czerwoną była. Pani podkomorzyna oświadczyła półgłosem siedzącej na pierwszym miejscu wpośród dam księżnie Ogińskiej, że pani starościna Rudzińska położyła się w łóżko i że zapewne dni kilka gorączkę mieć będzie, ale że niebezpieczeństwa nie ma. Na tym zapewnieniu, przez gospodynią damom udzielonym, musieli poprzestać goście, a po kilku wzniesionych wiwatach przez pana chorążego Kuczyńskiego na cześć gospodarstwa, na ozdrowienie panny młodej i na cześć dam obecnych powstano od stołu.
Goście bliżej mieszkający zaczynali przemyślać o powrocie do domu. Ci, co przybyli z dalszych stron, nie wiedzieli, co z sobą zrobić Jedna z dam, ciekawsza obcych niż swoich interesów, kazała się wywiedzieć swojej garderobianie o szczegółach słabości panny młodej. Tej udało się prawdę wyśledzić, a wkrótce rozeszło się od ucha do ucha, że panna młoda dostała furiackiej wariacji! Na wieść tę goście, nie spodziewając się już weselnych tanów i wiwatów, powynosili się co do jednego. Podkomorstwo zanadto byli zajęci swym nieszczęściem, by się martwić tym odstręczeniem. Ale miecznik rozpaczał w duszy, że się nie widział w możności zatrzymania ogólnego popłochu. Goście, przejeżdżając przez most na grobli, pomiędzy dwoma stawami będącej, rzucali raz jeszcze okiem na oświecony dom toporowski i odwracali się od niego z pośpiechem jako od miejsca nieszczęść, a świadomsi szczegółów mieszkającej w nim rodziny się tyczących, przypominali nagłą i tak wczesną śmierć podkomorzyca Franciszka, podkomorzanki Tekli w klasztorze, jako też zmuszone wstąpienie do klasztoru brygidek w Lublinie podkomorzanki Marianny.
Pan wojewoda, oświadczywszy podkomorzynie, że jej nie chce sprawiać subiekcji swoją bytnością w chwili tak przykrej, wyjechał ze swoim synem, panem starostą, do Kałuszyna, dóbr swoich. Wyjeżdżając z bramy pałacowej rzekł te słowa do syna:
— No! Niedobrze się stało! Będą o nas mówić po kraju całym, a waćpana mężem wariatki przezwą. A masz też waść przecie intercyzę ślubną, w której gwarantowaliście sobie dożywocie? Blady i pomieszany starosta kiwnął głową na znak potwierdzenia, a powóz ich potoczył się dalej i wkrótce zniknął wśród nocy jesiennej. Najboleśniej uczuł nieszczęście swoje pan podkomorzy, gdy po odjeździe gości udał się do komnaty żony swojej, w której nikogo nie zastał. Stanęła mu przed oczyma ta okropna chwila, w której podkomorzym, krew z jej żył wypuszczoną wskazująca, rzuciła na niego i na ród jego cały okropne przekleństwo. Wzdrygnął się pomimowolnie, przeżegnał i poszedł zamknąć w swoim pokoju. Od czasu tego okropnego ślubu pan podkomorzy zatopił się w religijnym rozpamiętywaniu i napisał testament, którym obdarowywał zaległymi podatkami włościan swoich, obdarzał komorników i komornice biedne, uposażał zasłużonych dworskich i na różne klasztory na 4000 mszy świętych za swoją duszę rozpisał, innymi jeszcze wieczystymi zapisami je obdarzając.
Pani starościna Rudzińska została w Toporowie przy matce, a przywołany do niej lekarz, udzielając jej swojej pomocy, nie robił nadziei ozdrowienia. Podkomorstwo smutnie żyli w Toporowie, mając jedno tylko przy sobie dziecko z dość licznej familii, jaką ich Bóg obdarzył, i to dziecko widząc w tak okropnym stanie pogrążone, po części z własnej ich przyczyny. Pan miecznik Kuszell zawiadomił rodziców swojej żony, że Bóg mu dał drugiego syna, którego nazwał Michałem. Żył on z żoną dość szczęśliwie, chociaż z potulnością wrodzoną musiał często ulegać impetyczności jej charakteru, którą to impetyczność, po matce odziedziczoną, gruntowniej pojęte wychowanie nie uskromiło.
W rok potem pani miecznikowa powiła córkę, którą ochrzczono imieniem Karoliny. Wkrótce po urodzeniu się tejże pan podkomorzy, od ślubu panny Apolonii w samotności żyjący, zapadł ciężko na zdrowiu; z nikim widywać się nie chciał, nie pytał nawet o sprawy krajowe wówczas się ważące pod Zieleńcami i Dubienką i po kilkumiesięcznej chorobie przeniósł się do wieczności. Pani podkomorzyna została samotna, bez tych wszystkich, którzy otaczali ją w ciągu życia. Obecność panny Apolonii w Toporowie, zamiast co by mogła być w innych okolicznościach osłodą i pociechą dla matki, wywierała na nią podobne wrażenie temu, którego doświadcza rolnik patrząc na wierzeje niedopalonej stodoły, której pożar sam wzniecił przez naganną nieostrożność lub uniesienie namiętne, do szkodzenia samemu sobie przywodzące. Pani miecznikowa Kuszell, druga córka podkomorzyny, sprowadziła się była do Toporowa i osiadła przy matce, aby rozrywać jej samotne chwile. Ale podkomorzyna utrącała co dzień wrodzoną energię swego charakteru; przesiadywała ciągle w swojej komnacie lub z zastępcą zmarłego niedawno na suchoty księdza kapelana, z ojcem reformatem z Biały będącym jej spowiednikiem, na kolokwiach o rzeczach tyczących się sumienia czas przepędzała.
W 1803 roku patronat nad kościołem objęła Apolonia z Ossolińskich Rudzińska, po niej Julian Kuszell. Następnie Julia z Kuszllów Przanowska a wraz z nią Stanisław Przanowski.
Do obowiązków osoby sprawującej patronat nad kościołem należało m. in.: wspomaganie finansowe i materialne parafii oraz zajmowanie się sprawami kościoła. Patronom parafii przysługiwało również prawo zgłaszania kandydata na nowego proboszcza, gdy poprzedni został przeniesiony lub zmarł. W ten sposób księża byli uzależnieni od swoich kolatorów.
Od 1850r. Niwiski należały do Juliana Kuszla, a potem jego córki Julii Kuszel (do 1927 r.). Po niej właścicielami Niwisk byli Stanisław Przanowski i Aleksandra Tyborowska. Ostatnią właścicielką była Jadwiga z Tyborowskich Wysocka do 1945r.
KOŚCIÓŁ
Pierwszy drewniany kościół w Niwiskach pod wezwaniem Św. Stanisława zbudowano w 1486 r. z fundacji rodziny Niwiskich, właścicieli Niwisk. Ten sam wzmiankowany jest jeszcze w aktach wizytacji przeprowadzonej w 1603 r. przez biskupa poznańskiego Wawrzyńca Goślickiego, słynnego myśliciela, mecenasa sztuki oraz autora wybitnego dzieła De optimo senatore.
Z dokumentów wizytacyjnych wynika, że był drewniany, a zamiast podłogi miał klepisko. Kościół zachowany był w dobrym stanie. Jego wyposażenie stanowiły: słynący zdaniem wiernych łaskami krzyż oraz obraz Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny.
Niedługo po wizytacji biskupa Goślickiego do kościoła dobudowano Kaplicę. Jej fundatorem był ówczesny dziedzic majątku Niwiski, kasztelan liwski Michał Zaliwski.
Patronat nad kościołem sprawowali zwykle właściciela majątku, w którym znajdował się budynek kościoła. W Niwiskach patronami kościoła byli kolejno: Adam Kolumna Siennicki, Anna z Siennickich Ossolińska, Ignacy Ossoliński (biskup kijowski), po nim Franciszek Ossoliński, a od 1787 roku Kazimierz Ossoliński. W 1887 r. z fundacji Ossolińskich t na miejscu drewnianego kościoła powstał murowany, w stylu klasycystycznym.
Bryłę kościoła w stylu salowym o jednej nawie o narożach wewnątrz zaokrąglonych zamyka nieco węższe kwadratowe prezbiterium usytułowane po północnej stronie. Po bokach prezbiterium znajdują się prostokątne przybudówki, mieszczące w przyziemiu kruchtę i zakrystię, ze sklepieniami kolebkowo-krzyżowymi, zaś w górnej kondygnacji dwie przeszklone loże. We wnętrzu kościoła ściany rozczłonkowane zostały parami pilastrów toskańskich dźwigających belkowanie z fryzem tryglifowym i gzymsem modylionowym. Kościół posiada płaski strop oraz fasadę trójosiową, rozczłonkowaną pilastrami, w polach bocznych nisze z figurami śś. Józefa i Antoniego. Przy wejściu do kościoła widnieje tablica fundacyjna z datą 1787 z napisem wygrawerowanym na blasze przez Jana Sowińskiego.
Barokowy ołtarz główny pochodzi z I poł. XVIII w. i jest ozdobiony elementami rokokowymi, z bramkami po bokach z rzeźbami z tego czasu Chrystusa ukrzyżowanego w polu głównym, Matki Bożej oraz św. Jana między kolumnami oraz śś. Piotra i Pawła nad bramkami. Na zasuwie widnieje obraz Wniebowzięcia Matki Bożej, w. XVIII, w zwieńczeniu ołtarza obraz Koronacji Matki Bożej z tego okresu. Kościół posiada 4 ołtarze boczne: dwa w stylu późnego baroku. Po lewej stronie z obrazami (I poł. XVIII w.) z obrazami śś. Dominika i Róży z Limy oraz z mensą ozdobioną herbem Roch lub Kolumna oraz obrazami Matki Bożej Różańcowej (XVIII w.) w polu głównym i w zwieńczeniu Imienia Jezus z tego okresu, po prawej zaś z obrazami patrona parafii św. Stanisława Biskupa, sygnowany F. Stelmaski 1901 r. oraz obrazem stygmatów św. Franciszka w zwieńczeniu. Dwa pozostałe ołtarze wykonane są w stylu rokoko i pochodzą z II poł. XVIII w., po lewej: z obrazem św. Józefa z Dzieciątkiem (XVIII w.); po prawej z obrazem św. Kazimierza (XVIII w.) oraz pod zasuwą obrazem śś. Piotra i Pawła sygnowanym nazwiskiem F. Stelmaski 1904 r. . Kościół posiada barokową ambonę zwieńczoną rzeźbą Chrystusa Dobrego Pasterza z XVIII w. oraz w tym samym stylu wykonaną chrzcielnicę.
Kościół w Niwiskach w 1884r. został gruntownie odrestaurowany i w 1904 r. ponownie konsekrowany.
DUSZPASTERZE
Po włączeniu Mazowsza do Polski ciągle administracja świecka tj. podział na ziemie i powiaty nie pokrywała się z administracją kościelną, która opierała się na dekanaty i parafie.
Z całą już w XVI w. istniał dekanat liwski skłądający się z parafii w Liwie, Niwiskach, Dobrem, Cegłowie , Długiej Kościelnej (1535), Oleksinie (1547) i Wierzbnie (1583). W 1603 r. do dekanatu należało już 13 parafii doszły parafie: Wodynie, Grębków, Jakubów, Kałuszyn, Mińsk, Oleksin, Wierzbno, Wiśniew i Wodynie. W 1772 r. Niwiski w dalszym ciągu współtworzą dekanat liwski z kolejnymi nowymi parafiami jak Kopcie, Wiśniew i Żeliszew. Po rozbiorach i utworzeniu przez cara w 1818 r. diecezji janowskiej czyli podlaskiej, z siedzibą biskupią w oddalonym na wschód Janowie Podlaskim większość parafii ziemi liwskiej przeszłą do nowo-utworzonej diecezji: Liw, Grębków, Kopcie i Niwiska z diec. poznańskiej, Korytnica z płockiej. Wkrótce na nowo utworzono do z nich dekanat liwski dołączając do niego parafie z diecezji lubelskiej (dawniej łuckiej): Prostyń, Stoczek, Mokobody, Kosów i Sadowne.
W okresie represji po powstaniu listopadowym, w 1835 r. skasowano dekanat liwski, Niwiski zaś wraz Grębkowem i Kopciami znalazły się w dekanacie siedleckim.
W 1864 r. Niwiski należały już do nowo-utworzonego dekanatu skórzeckiego. W 1867 r. dekretem carskim, bezprawnie skasowano diecezję podlaską przyłączając ją, w tym również parafię Niwiski do diecezji lubelskiej. Po odrodzeniu się diecezji podlaskiej w 1918 r. Niwiski powróciły do dekanatu skórzeckiego, by po wojnie znaleźć się na powrót w siedleckim, a dziś suchożebrskim. O ile dekanaty mają głownie znaczenie administaracyjne, o tyle w parafiach tętni życie chrześcijańskie: liturgiczne, charytatywne. Tu się głosi słowo Boże, tu udziela sakramentów, jednym słowem prowadzi się ludzi do zbawienia. Przewodnikami na tej drodze są kapłani:
Pierwszym plebanem kościoła w Niwiskach był Florian, legat Anny Orłowskiej. W 1480 r. zastąpił go Michał Sokołowski herbu Korab, przybyły tu z protekcji biskupa Uriela Górki. Urząd ten pełnił przez 17 , a do 1512 roku Stanisław Sokołowski. W tym samym roku do Niwisk przybył kanonik lwowski Sebastian Krasowski, który pełnił w Niwiskach posługę plebana. W 1538 roku zastąpił go Andrzej Żukowski. W 1603 roku, kiedy to parafia w Niwiskach gościła biskupa poznańskiego Goślickego, plebanem w parafii był Kasper Jezierski z Sochaczewa.
W tym czasie na uposażeniu plebana było 3 łany roli w jednym polu, ogród i osiadłą zagrodę. Poza tym kościół otrzymywał dziesięciny z następujących wsi: Niwiski, Kobyliłuk, Wołyńce, Dąbrówka, Cisie, Opole, Nowaki, Proszew, Broszków, Wojsław i Żuków.
O stanie duszpasterstwa może świadczyć fakt, iż w 1754 roku przy kościele w Niwiskach działało Bractwo Różańcowe Najświętszej Panny Maryi. Istniało ono do 1791 roku, kiedy to Kazimierz Ossoliński zapisał mu sumę 630 złotych. W 1797 roku w Skórcu powstał kościół filialny parafii Niwiski, ponieważ była to miejscowość znacznie oddalona od Niwisk i wierni mieli kłopot z dotarciem na nabożeństwa.
Trochę więcej wiadomości na ten temat dostarczają wspomniane akta z okazji 4 przeprowadzonych w tym czasie w dekanacie liwskim wizytacji dekanacie liwskim, czasach „poznańskich” z 1603, 1617, 1667 i 1768r. Przeprowadzili je biskup Goslicki oraz księża: Piasecki, Święcicki i Gołkowski.
W 1603 r. wizytator odnotowuje dobry stan kościoła w Niwiskach. Informuje, że kasztelan liwski Michał Zaliwski przybudował do kościoła kaplicę zaś jego syn Stanisław, sędzia ziemski, uposażył go kwotą 2000 zł. Natomiast pomieszczenia szkolne dostały złą ocenę: „wszystko zgniłe”. Powyżej skan akt powizytacyjnych z 1768 r., w których ówczesny proboszcz niwiski Jan Chrzciciel Słupecki otrzymuje konkretne wytyczne gospodarcze, ale i duszpasterskie. Nakaz współpracy duszpasterskiej z pobliskimi Marianami ze Skórca może jedynie świadczyć o brakach w tym względzie:
„Pleban w Niwskiach mam mieć zaliczone Sobie oparkanienie Cmentarza, danie podłogi, w kosnicy, postawienie nowey rezydencyi, reparacyę Folwarku, przestawienie chlewów, Staryii Wozowni, Obory y poprawienie Stodoł. Nadto dla dostatnieyszey usługi Parafij potrzeba jest, aby Jma Pleban umówil się z Maryanami konkwentu Skurzuckiego w tey Parafij będącego o dawaniu pomocy in Cura Animarum w Niwiskach Kościołowi ich bliskich.”
„Imć Pleban Niwiski zaczyna wid Że krzątać się Koło Kościoła y (…) Kiedy niektóre Aparaty zreperować Kazał, Staynię nową postawił y Chlewy przesypał, aby tylko tak daley Kontynuował to pomału y inne budynki potrafi zreparować lub nowe postawić ante omnia, żaś trzeba, zeby myślał o reparacji Kościoła y parkanu w Koło Cmentarza, wszkaże ma na to fundusz u J.W. Kollatora.
Kolatorem tym, który jak już wiemy zamiast odnawiać stary, drewniany kościół wybuduje, jako ekspiację z śmierć syna nowy barokowy kościół w Niwiskach.
W parafii Niwiskiej był zwykle jeden ksiądz, którego roczna pensja wynosiła około 300 rubli. W kościele pracował również organista i tzw. dziadek kościelny. Ksiądz wypłacał im pensje z funduszu pochodzącego z ofiar, które składali parafianie. Proboszcz musiał też zakupić świece do kościoła. Ponieważ świątynia była dość duża i wymagała zakupu dużej ilości świec niektórzy mieszkańcy Niwisk systematycznie wpłacali określone sumy przeznaczone na ten cel. Do połowy wieku XIX istniały nawet zapisy mówiące o wielkości tych sum. W wyniku remontu kościoła przeprowadzonego w roku 1886 w inwentarzu parafii nie ma zapisu o ofiarach parafian przeznaczonych na zakup świec. Pieniądze przeznaczono prawdopodobnie na remont kościoła.
Już w 1603 roku do kościoła parafialnego w Niwiskach należał obszar ziemi liczący około 70 ha. W roku 1843 folwark księżowski w Niwiskach obejmował 69 ha. Wszystkie grunty leżały w majątku Niwiski w sześciu miejscach. Ziemie rolne podzielone zostały na trzy pola: „Pod Goździk”, „Po Wyłazy”, „Pod Krzewiny”. Gleba w okolicach wsi wymagała stałego nawożenia i dawała niewielkie plony. Gospodarstwo prowadziło system trójpolowy (żyto-jęczmień -ugór). Łąki należące do folwarku znajdowały się na terenach podmokłych i Błotnistych, rosły na nich krzaki olszyny. Łąki te nie nadawały cię do wypasu bydła.
W folwarku księżowskim prowadzono także ogród warzywny, znajdujący się za zabudowaniami probostwa, na którym najczęściej sadzono ziemniaki. Koło zabudowań proboszcza znajdował się ogród owocowy, który liczył około 140 drzew. Na folwarku prowadzono również hodowlę zwierząt, były to głównie krowy mleczne, trzoda chlewna, jałówki, woły, konie, źrebaki i jeden buchaj. Do pomocy w folwarku ksiądz zatrudniał najemników. W 1858 roku ksiądz Mężyński zatrudniał: 3 parobków, 2 dziewczyny, kucharkę, furmana i pastucha, a w czasie żniw dodatkowo żniwiarzy. Do folwarku księżowskiego przypisany był również chłop pańszczyźniany. Uprawiał on niewielkie gospodarstwo (w skład, którego wchodziła chałupa, stodoła i obora). Chłop ten uprawiał pole, z którego zasiewy i zbiory należały do kościoła, utrzymywał i reperował dom i zabudowania, w których mieszkał z rodziną.
W skład gospodarstwa kościelnego w roku 1851 należały: plebania, drwalnia, dwie stodoły, spichlerz, wiata na wozy, stajnia, chlew, obora, wozownia, dom dla sług, dom włościański ze stodołą, oborą i chlewem, czworak pod kościołem. Ksiądz Leopold Mężyński po przejęciu majątku dużą część budynków wyremontował. Na miejscu bardzo starych i rozwalających się postawił nowe, a plebanię odnowił i pomalował dach na czerwono. Plebania miała konstrukcję muru pruskiego znajdowały się w niej trzy pokoje, kuchnia i spiżarnia. Całość nakryta była gontem. Ksiądz Mężyński rozpoczął także projekt zmeliorowania podmokłych gruntów w dolinie Liwca.
Folwark księżowski w Niwiskach został zlikwidowany w 1865 roku (w ramach represji popowstaniowych wobec duchowieństwa). Wszystkie dobra ziemskie kościoła przejęto pozostawiając parafiom jedynie po około 6 morgów ziemi. Duchowieństwo otrzymało etaty państwowe. Majątek probostwa Niwiski zaczęto rozparcelowywać w marcu 1866 roku, a zakończono w sierpniu 1867 roku. Między ósmym a dwudziestym sierpnia tego roku wytyczono ścisłe granice nowego gospodarstwa. Ksiądz Mężyński pod swój zarząd otrzymał kościół z przyległym do niego cmentarzem, plac z domem szpitalnym, ogród warzywny za kościołem i przy drodze, ogród owocowy z budynkami gospodarczymi. Razem 7 morgów 263 pręty, czyli około 4,5 ha.
Inną formą utrzymania księży były dochody z sumy wieczystej lokacji. W Niwiskach pleban bardzo często otrzymywał takie pieniądze od bogatszych mieszkańców parafii.
Innym stałym dochodem były dziesięciny od dworu, szlachty i włościan. Według inwentarza Fundi Instructi w parafii było 10 dworów (w Niwiskach, Żelkowie, Broszkowie, Zaliwiu Szpinkach, Cisiach, Czarnowężu, Żukowie, Chojecznie, Iganiach i w Opolu). Wysokość dziesięciny pobieranej z tych dworów była naliczana każdego roku, a jej wielkość zależała od dochodów. Dziesięcinę pobierano także od drobnej szlachty i włościan. Można ją było płacić w naturze (w snopach lub w żarnie żyta i jęczmienia).
W 1886 roku do parafii w Niwiskach należały następujące miejscowości: Niwiski, Wyłazy, Ziomaki, Żuków, Zaliwie Szpinki, Iganie Włościańskie i Szlacheckie, Zaliwie Piegawki, Opole, Gręzów, Czarnowąż, Broszków. Cała parafia liczyła 3750 parafian. W Niwiskach odbywały się trzy odpusty: na św. Stanisława, na św. Trójcy i na Wniebowzięcie Najświeższej Marii Panny. Przy kościele działało Bractwo Różańcowe, które na swoje potrzeby posiadało w banku sumę 2145 rubli, od której bank wypłacał bractwu comiesięczny procent. Ksiądz posiadał sześć morgów ziemi i dwieście prętów sadu. Na terenie należącym do plebana znajdowały się: dom dla proboszcza, dom dla służby kościelnej stodoła, stajnia, dwa chlewki, spichrz, studnia, wychodek.
W XIX w. proboszczowie niwiscy zyskali duszpasterską pomoc w postaci Rady Parafialnej, która sprawowała funkcję pomocniczą w zarządzaniu parafią. W skład Rady (dozoru kościelnego) wchodzili najczęściej najbardziej zamożni i szanowani mieszkańcy parafii. Na czele Rady Parafialnej stał prezes, którego funkcję najczęściej pełnił wójt.
W XIX wieku probostwo w Niwiskach pełnili kolejno: ksiądz Wojciech Lipka, Jan Słupecki (do 1846), Jakub Wincenty Soszyński (1846-1859), Leopold Mężyński (1859-1886), prałat katedry podlaskiej Wincenty Abramowicz (1886-1925). W latach tych do parafii należały następujące miejscowości: Niwiski, Ziomaki, Opole, Broszków, Zaliwie Piegawki, Zaliwie Szpinki, Żuków, Wyłazy, Wólka Żukowska, Czarnowąż, Iganie, Gręzów i Chojeczno-Sybillaki, Żelków, Chojeczno, Cisie, Kotuń (do 1807 roku), Dąbrowa, Dąbrówka, Grala, Drupie, Wołyńce, Lipniaki, Gołąbki. Ponad połowa tych miejscowości została wyłączona z parafii Niwiski i przeniesiona do innych, nowo powstałych parafii.
W tym czasie powstań i zrywów narodowych na listę bohaterskich księży wpisali się dwaj niwscy duszpasterze, stając w obronie Panteleona Potockiego, szlachcica ze wsi Cisie, który w 1846 r. próbując rozprzestrzenić powstanie krakowskie uderzył wraz z oddziałem powstańców na garnizon rosyjski w Siedlcach. Atak nie powiódł się. Zdradzony przez młynarza ze swego majątku Potocki został schwytany i powieszony 17 marca 1846 r. na rynku miejskim w Siedlcach, przy skrzyżowaniu ulic Świętojańskiej i Sienkiewicza. Ku jego pamięci 3 maja 1919 r. mieszkańcy postawili krzyż w miejscu egzekucji.
W jego obronie oraz z krytyką zdrajców wystąpili księża z Niwisk. Jan Słupecki –tamtejszy proboszcz i ks. Jan Tuszyński – wikary, którzy za potępianie w rozmowach zdrajców i sugerowanie ich ostrej spowiedzi zostali skazani na kilka miesięcy aresztu, a potem oddani pod nadzór policyjny.
W czasie odrodzenia się Diecezji Podlaskiej urząd proboszczowski w Niwiskach piastował wspomniany wyżej ks. Wincenty Abramowicz.
Z okazji pięćdziesięciolecia kapłaństwa księdza Abramowicza do parafii w Niwiskach przybył z wizytacją biskup Henryk Przeździecki. Parafia liczyła wtedy 3606 osób, graniczyła z parafiami: Suchożebry, Siedlce, Żeliszew, Kopcie, Mokobody i Skórzec. W parafii Niwiskiej istniało w tym czasie siedem szkół. Działało także Stowarzyszenie Młodzieży Macierzy Szkolnej, do którego młodzież bardzo chętnie wstępowała. Prowadziło ono bibliotekę, która cieszyła się bardzo dużym zainteresowaniem dzieci i młodzieży.
Majątek kościelny nie ulegał znacznym zmianom i wyglądał jak ten, sprzed 34 lat. Ksiądz Abramowicz chorował bardzo ciężko. W 1923 roku był nieobecny w parafii, a jego obowiązki pełnił profesor seminarium, ks. Antoni Godlewski.
W 1925 roku po 38 latach probostwa w Niwiskach umiera ksiądz Abramowicz, na jego następcę 25 lipca 1925 roku zostaje powołany ksiądz Wincenty Kropiwnicki. Za jego probostwa w parafii zaczynają działać różne stowarzyszenia np.: Stowarzyszenie Młodzieży Żeńskiej i Męskiej, kółka rolnicze, Straż Ogniowa, (która w 1926 roku liczyła 16 członków), oraz biblioteka parafialna, posiadająca 270 dzieł kompletnych i 46 niekompletnych, głównie zbiorów kazań, pieśni religijnych, oraz żywotów świętych. Dodatkowo swoją bibliotekę prowadziło istniejące w parafii Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Męskiej i Żeńskiej (dzisiejszy KSM)
Przy kościele działały także inne bractwa np.: Tercjarstwo (liczące 82 osoby), Bractwo Najświętszego Sakramentu (102 członków), Różańcowe (122 członków), Szkaplerza Karmelitów (111 członków), Liga Katolicka (437 członków). Poza tymi bractwami w parafii działało również osiem kół żywego różańca. W roku 1926 odbywały się w parafii trzy odpusty: Wniebowzięcia i Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, na św. Stanisława, i trzeci na zakończenie roku. Do parafii należało ogółem 2832 wiernych (dodatkowo 8 protestantów, 2 mariawitów i 167 żydów).
W 1929 roku obowiązki proboszcza w parafii przejmuje ksiądz Aleksander Ejme. W tym czasie jedynym bractwem działającym czynnie na terenie parafii było Tercjarstwo. Już w następnym roku księdza Ejme zastępuje ksiądz Harasim. Podczas przejmowania przez niego probostwa do majątku parafii należał: kościół, dzwonnica, kostnica, plebania drewniana, organistówka drewniana, obora, stodoła, spichrz i piwnica. Budynek dla służby leżał na gruncie włączonym do majątku Niwiski. Ksiądz Harasim pełnił posługę kapłańską w Niwiskach do 1940 roku. Kolejnym proboszczem parafii Niwiski został ksiądz Stanisław Szlezyngier.
Od pierwszego września 1944 roku nowym proboszczem w Niwiskach zostaje Antoni Norwa. Według protokołu z wizyty dziekańskiej dokonanej dwa lata później budynki plebańskie zostały spalone podczas wojny. Ucierpiał również budynek Kościoła, na którym należało wymienić dach i okna, a także odnowić elewację zewnętrzną. Według tego protokołu w tym czasie w parafii działały dwa bractwa: koła żywego różańca i Bractwo Najświętszego Sakramentu. Ksiądz posiadał wtedy tylko 3 ha ziemi.
Z parafii Niwiski liczącej u swych ponad 50 miejscowości w roku 1948 została tylko jej niewielka część: Niwiski, Wyłazy, Opole Nowe i Stare, Ziomaki, Żuków, Tymianki, Wólka Żukowska, Zaliwie Piegawki, Zaliwie Szpinki. Oba Zaliwia wyłączono po roku 1949 z parafii Niwiski i przyłączono je do parafii Mokobody.
W 1957 roku nowym proboszczem w Niwiskach został ksiądz Józef Bujalski, a od 1969 roku Bronisław Wyszyński. Obaj księża dokonywali różnych prac remontowych związanych z zabudowaniami kościelnymi. Prowadzili również niewielkie gospodarstwo należące do kościoła liczące około 5 ha.
W latach 1979-1986 proboszczem w Niwiskach był ksiądz Franciszek Hołda, który wyremontował organy kościelne. W 1985 roku z parafii wyłączono Opole Nowe i Stare oraz Gręzów, i włączono je do nowo powstałej Parafii Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Opolu Starym.
W 1986 roku do parafii przybył nowy proboszcz ks. Edward Boruc, który pełnił tu posługę kapłańską aż do 2004 roku. Zastąpił go ks. Edward Molenda, który pełnił tę funkcję do czerwca 2019 r. Od 2015 r. podjął starania o pozyskanie funduszy w ramach projektów Unii Europejskiej w celu gruntownego remontu kościoła. Etap realizacji projektu rozpoczął się 1 lipca 2019 r. wraz z objęciem funkcji proboszcza parafii Niwiski przez ks. Zbigniewa Nikoniuka, kanonika kapituły Janowskiej.
Obecnie do parafii należą następujące miejscowości: Niwiski, Ziomaki, Aleksandrówka, Czarnowąż , Tuszetów, Ostrówek, Tymianka, Wyłazy , Żuków, Wólka Żukowska.
LISTA PLEBANÓW NIWISKICH (dane na dzień dzisiejszy)
- Ks. FLORIAN (I poł. w. XV) – legat Anny Orłowskiej
- Ks. MICHAŁ SOKOŁOWSKI h. Korab (1480-1497)
- Ks. STANISŁAW SOKOŁOWSKI h. Korab (1497- 1512)
- Ks. SEBASTIAN KRASOWSKI, kanonik lwowski (1512-1538)
- Ks. ANDRZEJ ŻUKOWSKI (1538-?)
- Ks. KACPER JEZIERSKI z Sochaczewa (1603 r. w czasie wizytacji biskupa Goślickiego)
- Ks. JAN CHRZCICIEL SŁUPECKI (jest proboszczem w czasie wizytacji w 1768 r.)
- Ks. WOJCIECH LIPKA (XVIII/XIX w.)
- Ks. JAN SŁUPECKI (do 1848 r.)
- Ks. JAKUB WINCENTY SOSZYŃSKI (1846-1859)
- Ks. LEOPOLD MĘŻYŃSKI (1859-1886)
- Ks. WINCENTY ABRAMOWICZ, prałat katedry podlaskiej (1886-1925)
- Ks. WINCENTY KROPIWNICKI (1925-1929)
- Ks. ALEKSANDER EJME (1929-1930)
- Ks. KAZIMIERZ HARASIM (1930-1940)
- Ks. STANISŁAW SZLEZYNGIER (1940-1944)
- Ks. ANTONI NORWA (1944-1957)
- Ks. JÓZEF BUJALSKI (1957-1969)
- Ks. BRONISŁAW WYSZYŃSKI (1969-1979
- Ks. FRANCISZEK HOŁDA (1979-1986)
- Ks. EDWARD BORUC (1986-2014)
- Ks. EDWARD MOLENDA (2004-2019)
- Ks. ZBIGNIEW NIKONIUK (2019- )
Zebrał Ks. Wojciech Hackiewicz
Na podstawie:
- Liber continens Acta Deconalia Decanatus Livensis 1780 r.
- Słownik Geograficzny Królestwa Polskiego, Warszawa 1880-1902.
- Słownik historyczno-geograficzny ziemi liwskiej w średniowieczu, oprac. Marta Piber-Zbieranowska, Anna Salina przy współpracy Elżbiety Kowalczyk-Heyman, red. Tomasza Jurka, IH PAN, Warszawa 2017
- Leszek Zalewski, Ziemia liwska, Warszawa 2002.
- Leszek Zalewski, Szlachta ziemi liwskiej, Warszawa 2005
- Krystyna Niewiarowska-Bogucka, Mecenat Rodziny Ossolińskich w XVIII i XIX wieku na Podlasiu, Warszawa 2004.
- Kazimierz Pacuski, Materiały do słownika historyczno-geograficznego ziemi liwskiej w średniowieczu i w XVI wieku;
- Włodzimierz Witczuk, Szkice do dziejów zachodnich przedproży Siedlec, Cisie-Zagrudzie, 2002-2001.
- Katalog zabytków sztuki w Polsce, red. I. Galicka, H. Sygietyńska, z. 22, powiat siedlecki, Instytut Sztuki Polskiej Akademii Nauk, Warszawa 1965.